czwartek, 29 grudnia 2016

"ŁĄCZNICZKI. WSPOMNIENIA Z POWSTANIA WARSZAWSKIEGO" Maria Fredro-Boniecka, Wiktor Krajewksi

Dziewięć historii, dziewięć różnych kobiet i jedno powstanie, które stało się wspólnym mianownikiem dla każdej z nich. Wojna zabrała im dzieciństwo - najpiękniejszy okres w życiu. Wojna nie pozwoliła im spełnić swoich marzeń zawodowych, roztrzaskała w drobny pył pierwsze miłości, beztroskę i spokój o kolejny dzień. Dzieci, nastolatki, dorośli poszli walczyć o ojczyznę.

To było ich marzeniem. By odzyskać wolność, którą z takim okrucieństwem starano się im odebrać. W świadomości nie narodziła się myśl, że ktoś może być za młody na noszenie broni. Wojna pochłaniała wszystkich, bez względu na wiek, status społeczny czy stan zdrowia.


Czy ta książka spowoduje kolejne dyskusje o słuszności wybuchu Powstania Warszawskiego? Raczej nie. Nie ma w sobie aż takiej siły. Ale nie temu ma służyć. Nie ma to ma pokazywać. I w moim mniemaniu tak jest dobrze. Z łatwością oceniamy po wielu latach rozmiary klęski, możliwe scenariusze i czy można było zapobiec śmierci tak wielu ludzi. Teraz gdy znamy wszystkie dane, zaopatrzenie militarne czy ilość ludzi nie sposób oceniać, ważne jest by zrozumieć.

Po straszliwej okupacji powstanie było dla nas momentem, kiedy poczuliśmy się wolnymi ludźmi. Ci, którzy nigdy nie utracili poczucia wolności, nie zdają sobie sprawy, jaką ma ono wartość. Trzeba młodym przekazywać, że człowiek bardziej niż jedzenia i warunków materialnych potrzebuje wolności.*
Dzięki tym kobietom, a właściwie dziewczynkom z 1944, które wracają pamięcią do tamtych dni i lat patrzymy, czytamy i zaczynamy rozumieć dlaczego. Nie zgodzę się z opiniami, które czytałam już po lekturze "Łączniczek", że książka nie traktuje stricte o powstaniu. Owszem, może i jest fragmentaryczna, może i nie ma tam szczegółów i przywołuje także lata początków II wojny światowej. To wszystko prawda. Ale czy osoba, które przeżyła takie piekło, dla której powstanie było wynikiem tego co działo się od 1939, może pominąć tak ważne lata? Przecież Szare Szeregi działały o wiele wcześniej od samego powstania, to samo z Armią Krajową. W mojej ocenie to tam jest początek działań w podziemiu każdej z tych kobiet.

Język wspomnień jest bardzo oszczędny, nie znajdziemy tam długich, szczegółowych opowieści, nie raz przeczytamy, że narratorka już tego nie pamięta. W tym jednak tkwi siła narracji. Autentyczność, emocjonalność wypowiedzi i wrażliwość, sprawiają, że czujemy się jak gdyby autorki wspomnień siedziały obok nas i dawkowały nam to co najbardziej zapadło im w pamięć, co koniecznie chciałyby nam przekazać.

Książka z założenia opowiadać ma o Powstaniu Warszawskim i funkcji łączniczki. W moim odczuciu książka opowiada o wiele bardziej złożonych rzeczach. Rozpoczynając od relacji rodzinnych, zatajaniu informacji dotyczących konspiracji przed bliskimi, idąc dalej przez codzienne życie przed powstaniem, jak przekazywanie meldunków, czy przekazywanie wyroków, a kończąc na walce z wrogiem podczas powstania.

"Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego" wzruszają, szokują i pozostawiają wrażenie, że właśnie przed chwilą mieliśmy do czynienia z bohaterkami, z kobietami bardzo odważnymi, które nie oczekiwały orderów, one po prostu chciały wolności.

*Cytat z Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego, M. Fredro-Bonieckiej, W. Krajewskiego, Warszawa 2015, s. 126.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz